GMF-Warszawa GMF-Warszawa
357
BLOG

BREXIT: Czy Europie grozi rozpad po 60 latach wspólnoty?

GMF-Warszawa GMF-Warszawa UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Unia Europejska obchodziła właśnie 60. rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich. Wspólnota wciąż przechodzi okres zamieszania i niepokojów. Formalne powiadomienie o zamiarze wyjścia z UE, złożone przez Wielką Brytanię, kończy trwającą 10 miesięcy wojnę na niby i otwiera drogę do otwartej konfrontacji w kwestii zasad wyjścia tego kraju ze wspólnoty. Brexit to proces, w którym nie będzie wygranych. Pogłębi on tylko inne problemy kontynentu, które domagają się pilnie rozwiązań.

Przez większą część 60-letniej historii wspólnoty pytanie, czy Unia lub jej poprzedniczki przetrwa w przyszłości wydawało się niedorzeczne. Jednak kiedy parę lat temu podczas wydarzenia zorganizowanego przez Fundację Marshalla (GMF) poproszono uczestników, by podali jedno słowo, które najlepiej scharakteryzuje Unię Europejską w roku 2025, najczęściej pojawiało się określenie „była” Unia (ang. gone). Nie traktuję tego jako poważnej prognozy. A jednak przeważające dawniej wśród przywódców politycznych, dyplomatów i urzędników oczekiwanie, że Unia będzie postępować w kierunku coraz głębszej integracji – dziś należy już do przeszłości.

Co zatem poszło nie tak? Na obecny, niepokojący stan rzeczy złożyły się trzy zjawiska: zmiana układu geopolitycznego w Europie po upadku komunizmu; fakt, że Unia przeliczyła się z siłami, a także odrzucenie globalizacji, którą wiele osób wiąże z polityką Unii Europejskiej.

Upadek komunizmu obniżył motywację do podporządkowywania interesów narodowych interesom „europejskim” i do przekazywania coraz większego zakresu odpowiedzialności instytucjom unijnym. Zjednoczenie Niemiec i wejście krajów byłego bloku komunistycznego do NATO i Unii Europejskiej zmniejszyło poczucie zagrożenia –silnie odczuwane, kiedy Armia Czerwona stacjonowała zaledwie 150 kilometrów od Frankfurtu, choć niedawna rosyjska agresja na Ukrainę i Syrię oraz modernizacja rosyjskich sił zbrojnych spowodowały, że niektóre dawne lęki dziś znów powracają. Po zakończeniu Zimnej Wojny „lokomotywa francusko-niemiecka” zaczęła się zacinać, zaś oba te kraje uznały, że mają obecnie większą swobodę realizacji własnych odmiennych narodowych interesów. Inne kraje członkowskie powiększonej Unii zaczęły postępować podobnie, co utrudnia konsensus i prowadzi do poważniejszych rozłamów.

Zmianom geopolitycznym towarzyszyły zbyt daleko idące projekty towarzyszące wybuchowi euroentuzjazmu – w szczególności wprowadzenie euro w 1999 roku, dokładnie w momencie, gdy polityczne poparcie dla integracji unijnej zaczęło spadać. Euro przeforsowano z powodów politycznych, w dużym stopniu – pod naciskiem niemieckiego kanclerza Helmuta Kohla działającego we współpracy z prezydentem Francji, François Mitterrandem, lecz wbrew rekomendacjom wielu ekonomistów, wśród których był także prezes Niemieckiego Banku Federalnego (Bundesbanku). Nową walutę wprowadzono bez całego szeregu kluczowych elementów, które pozwoliłyby na prawidłowe funkcjonowanie unii walutowej. Warunek uznawany za kluczowy przez wielu ekspertów – transfery funduszy z silniejszych do słabszych obszarów unii walutowej – pozostał niespełniony, ponieważ Traktat z Maastricht wprost wykluczył jego realizację. Przywódcy Niemiec stanowczo sprzeciwili się unii transferowej. We Francji również żaden kandydat na prezydenta nie zgadza się, by instytucje strefy euro miały ostatnie słowo w kwestiach dotyczących finansów ich kraju. Wielu obywateli południowych krajów Unii obarcza reguły finansowe Eurolandu winą za zdławienie rozwoju gospodarczego swoich krajów.

Otwarcie wewnętrznych granic Unii może również okazać się zbyt śmiałą decyzją. Zniesienie granic i kontroli granicznych pomiędzy 26 krajami strefy Schengen dało nam poczucie ogromnej wolności. Jednak zmianie tej nie towarzyszył żaden adekwatny plan wzmocnienia kontroli zewnętrznych granic Unii. Gdy w roku 2015 granice Unii znalazły się pod presją miliona przybyszów wnioskujących o status uchodźcy oraz migrantów zarobkowych z Syrii i innych krajów dotkniętych wojną lub ubóstwem – w systemie pojawiły się pęknięcia, zaś wolność przekraczania granic jest obecnie częściowo zawieszona.

Kolejnym wyzwaniem dla dzisiejszej Unii jest silny eurosceptycyzm. Jego kulminacją było referendum z czerwca 2016, kiedy to mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa zdecydowali o wyjściu swojego kraju z Unii. Jednak podobne nastroje są również obecne w innych krajach Unii. Dzisiejszy eurosceptycyzm jest jednym z przejawów sprzeciwu wobec globalizacji, na który nakładają się nacjonalizm i ksenofobia. Wywodzi się on z przekonania, że wielu obywateli zostało pozbawionych korzyści z owoców liberalizacji, będącej przecież sztandarowym elementem polityki unijnej. Bezrobocie pozostaje na wysokim poziomie, częściowo ze względu na automatyzację – mimo, że powolny wzrost gospodarczy powrócił do strefy euro. Wielu z tych, którzy znaleźli jakieś zatrudnienie, otrzymuje niskie pensje w ramach umów niegwarantujących bezpieczeństwa pracy – lub w ogóle bez żadnego kontraktu. Rosną nierówności w poziomie dochodów. Panuje przekonanie, że korzyści z liberalizacji płyną głównie do sektora bankowego i wielkich korporacji. Politycy „populistyczni” czy też „zbuntowani, antyestablishmentowi” wykorzystują to poczucie słabości, winiąc Unię za to, że rządy krajowe nie zdołały zapewnić takiego poziomu bezpieczeństwa ekonomicznego i osobistego, jakiego oczekują ich wyborcy. Wykorzystują także niechęć do cudzoziemców. Partie głównego nurtu obawiają się utraty przewagi i także przechodzą lub już przeszły na pozycje populistyczne. Wybór Donalda Trumpa podkopał wiarę w to, że w tych trudnych czasach Europa może liczyć na pomoc Stanów Zjednoczonych.

Czy to wszystko oznacza, że Unia jest skazana na zniknięcie? Niekoniecznie, o ile tylko nowe pokolenie polityków przedstawi innowacyjne, sprawiedliwe i wiarygodne koncepcje polityczne, które będą odpowiedzią na istotne problemy wyborców. W tym celu politycy muszą unikać pustych sloganów, czy też sprzedawania status quo w nowym opakowaniu. Zamiast tego powinni zaproponować konkretne rozwiązania problemów codzienności, takich jak bezrobocie wśród młodzieży. Co najważniejsze, Francja i Niemcy muszą zawrzeć wielki i śmiały układ gwarantujący trwałość euro. Budowa stabilnej ekonomicznie Unii Europejskiej zależy również od przywrócenia zaufania do demokracji partycypacyjnej na poziomie krajowym.

Większość ekspertów jest zdania, że – o ile nie wydarzą się żadne wielkie wyborcze niespodzianki – proces integracji unijnej jest nadal bardziej prawdopodobny, niż rozpad lub upadek. Złoty okres integracji europejskiej, którego ucieleśnieniem była współpraca Margaret Thatcher i Jacquesa Delorsa przy tworzeniu wspólnego rynku w latach 80. ubiegłego stulecia – dawno już mamy za sobą. Jednak pozostają wspólne interesy, potrzeba wspólnej odpowiedzi na złożone wyzwania globalne – i ta wspólnota interesów najprawdopodobniej sprawi, że projekt unijny będzie trwał dalej, choć z przerwami i potknięciami, także i dziś, u progu siódmej unijnej dekady.

Michael Leigh, Senior Fellow, The German Marshall Fund of the United States 

Poglądy wyrażane w powyższej publikacji są wyłącznie opiniami autora tekstu.

 

Warszawskie biuro amerykańskiego think-tanku The German Marshall Fund of the Unites States. Ośrodek analityczny, zajmujący się relacjami transatlantyckimi oraz zagadnieniami obronności i bezpieczeństwa. Aktywności GMF Warszawa koncentrują się na Rosji, krajach Partnerstwa Wschodniego, regionie Morza Bałtyckiego oraz Grupy Wyszehradzkiej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka